W pierwszych dniach lipca 1997 roku Dolny Śląsk i Opolszczyznę nawiedziły obfite opady deszczu, które dość szybko spowodowały pierwsze podtopienia miejscowości przez Nysę Kłodzką i Odrę oraz pozostałe rzeki. Ich stan podnosił się błyskawicznie, powodując powódź, na trasie której znajdowała się również ziemia głogowska. Wielka woda przeszła do historii jako Powódź Tysiąclecia.

10 lipca 1997 roku Odra zalała lewobrzeżne Opole a dwa dni później woda wdarła się do Wrocławia, pokazując swoje niszczycielskie oblicze. Kwestią kilkudziesięciu godzin stało się pojawienie dużej fali na ziemi głogowskiej. Czasu na odpowiednie zabezpieczenie swojego dobytku przez mieszkańców zagrożonych terenów było więc mało. W Głogowie oczekiwano na wielką wodę z dużymi obawami, co potęgowały przekazywane na bieżąco przez media wydarzenia z zalanego Wrocławia. Panika wśród głogowian powodowała, że przygotowania do odparcia wody wychodziły poza jej przewidywany zasięg. O ile zrozumiałe jest podjęcie walki z żywiołem w newralgicznych miejscach Głogowa – Ostrowie Tumskim, Krzepowie czy Nosocicach, o tyle worki z piaskiem mieszkańcy rozkładali też w takich miejscach jak np. Plac Tysiąclecia, Jedności Robotniczej przy dworcu PKS czy Stare Miasto np. przy nieistniejącym dziś Złotym Lwie na Grodzkiej i wokół budynku starej Poczty.

Z obawy przez zalaniem ul. Elektrycznej zamknięto tam sklepy i zakłady. A przed wybijaniem studzienek kanalizacyjnych zabezpieczano również piwnice budynków na odległych osiedlach. Ze miejscowych sklepów znikały: woda, żywność i świece.

Stan alarmowy na Odrze w Głogowie wynosił 400 cm, tymczasem woda bardzo szybko podniosła się do poziomu ponad 600 cm, osiągając 16 lipca aż 715 cm. Do walki z wielką wodą stanęły wszystkie służby, od wojska i straży pożarnej zaczynając a kończąc na zwykłych ludziach, którzy często, odruchowo, tak po ludzku pomagali w ratowaniu dobytku innych – zagrożonych zalaniem głogowian, bądź zabezpieczali wraz z wojskiem wały przeciwpowodziowe w pobliżu miasta. Nie brakowało ochotników z innych miejscowości i tak np. przy wałach na Starej Odrze pracowało ok. 30 wolontariuszy z Radwanic, desperacko walcząc z żywiołem. Oczywiście nie mogło zabraknąć tłumów gapiów, którzy oblegali okolice mostu drogowego, spoglądając na podnoszącą się z dnia na dzień Odrę.

Z Głogowa ewakuowanych zostało 200 osób, natomiast z gmin ościennych ponad 7700 ludzi i ok. 17.000 sztuk zwierząt hodowlanych. 13 lipca 1997 roku fala powodziowa na Odrze dotarła do naszego miasta, zalewając jego najniżej położone części a także pobliskie miejscowości. Na terenie prawobrzeżnego miasta, woda osiągała 1,5 metra wysokości. Podtopione były oba mosty drogowe, szczególnie sytuacja mostu na starej Odrze stawała się bardzo nieciekawa. Oczywiście w tym newralgicznym czasie wyjazd z Głogowa w kierunku Leszna był niemożliwy. Podobnie zresztą wyglądała sprawa linii kolejowej tzw. „Nadodrzanki”, prowadzącej do Wrocławia, która już od 15 lipca, na odcinku 600 metrów, była całkowicie zalana. Pociągi kursowały do stacji na osiedlu Krzepów. Połączenie z Wrocławiem odbywało się również przez Legnicę. Kolejarze z Głogowa i okolic byli przygotowani na powódź, demontując wcześniej urządzenia, które sterowały całą automatyką na krytycznych odcinkach. W tym samym czasie bardzo mocno zagrożona była miejska elektrownia. Przestała też pracować miejska oczyszczalnia ścieków, a te zaczęły trafiać bezpośrednio do rzeki. W mieście wyłączono również dostawy wody.

W krytycznym momencie Odra przelewała się w miejscu dzisiejszej mariny i nie brakowało zakładów wśród obserwatorów, czy nurt porwie znajdujące się tam koparki, służące do załadunku i rozładunku barek. Niecodziennym widokiem były motorówki strażackie pływające po ulicy Kamienna Droga.

Na terenie Głogowa działały dwa punkty zbierania darów dla powodzian – w siedzibie PCK i Szkole Podstawowej nr 11. W okresie największego zagrożenia powodziowego na terenie miasta obowiązywał całkowity zakaz sprzedaży alkoholu.

Katastrofalny poziom wody utrzymywał się na głogowskim odcinku Odry przez kilka tygodni, powodując, że wały przeciwpowodziowe w całej okolicy, mimo, że wzmocnione tysiącami worków z piaskiem, były nasiąknięte wodą jak gąbki. Docelowo miały utrzymać rzekę w korycie przez kilka, maksymalnie kilkanaście dni. Wytrzymały o wiele dłużej.

Z chwilą gdy woda opadła do stanu 680 cm wznowiono ruch drogowy przez oba mosty. Jeszcze pod koniec lipca 1997 roku Szef Miejskiego Komitetu Przeciwpowodziowego – płk Mirosław Skiba ostrzegał, aby ludzie z terenów objętych ewakuacją, wstrzymali się z powrotem do swoich domostw, ponieważ oczekiwano drugiej fali kulminacyjnej. Na szczęście ta była bardziej płaska i niższa od poprzedniej, nie przekraczając 700 cm. Mimo tego, wszystkie służby cały czas monitorowały sytuację i były w pełni gotowe do działań.

Powódź z 1997 roku zakończyła żywot basenu miejskiego przy ul. Ułanów Polskich, który został zniszczony. Podobny los spotkał fort Luneta za Odrą, użytkowany przez głogowską Jednostkę Wojskową jako magazyn środków saperskich. Zagrożony zalaniem sprzęt, który tam się znajdował, został ewakuowany. Po powodzi wojsko już do fortu nie wróciło. Dziś teren ten znajduje się w rękach prywatnych.

W czasie powodzi ucierpiały również podgłogowskie miejscowości. Podtopione zostały m.in. Głogówko, Grodziec Mały, Kotla, Serby i Sobczyce. Straty wyrządzone przez powódź na ziemi głogowskiej szacunkowo oceniono na ok. 117 milionów złotych w obiektach budowlanych i gruntach. Koszty akcji w Głogowie wyniosły ponad 300 tysięcy złotych, a w ościennych gminach ponad 340 tysięcy złotych.

Tekst: Dariusz Andrzej Czaja, zdjęcia: Z. Szymański

Podziel się tym wpisem: